|
1938 r. - FRANCJA
Trzecie mistrzostwa świata, których organizację powierzono Francji, okazały się znowu - tak jak cztery lata wcześniej we
Włoszech - mistrzostwami Europy. Spoza naszego kontynentu startowały tylko trzy ekipy. Obecność Brazylii nie dziwi.
Jednak pozostali... Znowu dał o sobie znać kuriozalny
regulamin rozgrywek eliminacyjnych.
Przepadło w nich wiele dobrych drużyn europejskich, a dostały się dwie raczej egzotyczne.
Kuba miała w kwalifikacjach sześciu rywali, ale żaden nie stanął do walki. Indie Holenderskie dostały przeciwników w
liczbie... jednego, lecz również Japonia oddała mecze walkowerem. Argentyna i Urugwaj nawet nie zabiegały o udział.
Po raz ostatni obowiązywał w finałach system
pucharowy, czyli przegrywający odpada. Nie mogła odpaść Szwecja, ponieważ jej rywal...
znikł z mapy Europy. Dwa miesiące wcześniej ludzie niejakiego Hitlera zawiadomili FIFA, że wobec aneksji Austrii,
reprezentacja owego kraju automatycznie przestała istnieć. Szwedzi ostatecznie znaleźli się w czołówce, gdyż w półfinale
trafili na Kubę, którą ,,rozstrzelali" 8:0. Na tym skończyła się ich przewaga i nikt
nie powie, że na bardzo dobrą w końcu, czwartą lokatę szczególni się napracowali. Wojna
wyraźnie wisiała na włosku, mimo to - a może właśnie dla tego - Francuzi tak bardzo promowali swoje mistrzostwa. Ich
wielkim sprzymierzeńcem były nie tylko gazet, ale również stacje radiowe, które po raz pierwszy nadawały na prawdziwą,
światową skalę. Miały o czym opowiadać już drugiego dnia, gdy na włosku wisiała
gigantyczna porażka, w której debiutująca Polska poległa wprawdzie z Brazylią (5:6),
ale po w godz. fantastycznej walki. Pierwsza runda jednak przyniosła niespodzianki (nawet dwie). Kuba w
powtórzonym meczu (pierwszy zakończył się 3:3), wyeliminowała pewnych siebie Rumunów. Również dwóch spotkań
trzeba było, by rozstrzygnąć rywalizację Szwajcaria - Niemcy. Trenerem Szwajcarów był słynny Austriak Karl
Rappan. Dobrze znał rywali, bo w ich szeregach aż roiło się od Austriaków. Niemców
prowadził Sepp Herberger, osobliwa postać. Zaczął w 1934 jako asystent szefa reprezentacji, potem sam ją objął,
i tak do roku 1962! Mistrzowie świata, Włosi, w ćwierćfinale, zadali cios gospodarzom imprezy. Do 51 minuty na przepełnionym
(57 tys. widzów - rekord mistrzostw) stadionie Colombes było 1:1, ale Silvo Piola zdobył
dwie bramki i Francuzi żegnali się z turniejem. Włosi wystąpili w ,,firmowych" kostiumach
faszyzmu - koloru czarnego, co musiało zostać przyjęte przez miejscową publiczność jak najgorzej, zważywszy że Włochy
i Francja były już wtedy w bardzo złych stosunkach. Wkrótce zresztą miały się spotkać na innym ,,boisku".
Wicemistrzowie z 1934, Czechosłowacy w pierwszej rundzie męczyli się z Holandią (3:0, ale wszystkie gole w dogrywce!),
więc nie uchodzili za faworytów ćwierćfinałowego starcia z Brazylią. Pierwszy, dosyć słaby mecz (1:1) zapamiętano z
dwóch powodów. Po pierwsze, sędzia wyrzucił z boiska aż trzech zawodników (dwóch z Brazylii), co i dzisiaj nie zdarza
się często. Po drugie, w starciu z Peracio złamał rękę fantastyczny bramkarz znad Wełtawy, legendarny Frantiszek
Platniczka. W powtórzonym meczu, dwa dni później, Czechosłowacy
wyraźnie przebudowali skład, ale nic to w porównaniu z Brazylią,
która wystawiła aż dziewięciu nowych graczy. Dobre musiała mieć rezerwy, skoro wygrała; inna sprawa, że
rywale wystąpili mocno osłabieni - już sama nieobecność Platniczki odbierała zespołowi sporo wartości.
Świetnie spisywali się Węgrzy, którymi dowodził doktor praw Gyoergy Sarosi i bardzo skuteczny Gyula Zsengeller.
Pokonali Szwajcarów, w półfinale
stłukli na kwaśne jabłko Szwedów i oczekiwali wieści z Marsylii, gdzie Włosi walczyli
z Brazylijczykami w jednym z wielu w historii ,,przedwczesnych finałów". ,,Canarinhos" wystapili bez fenomenalnego
Leonidasa i do końca nie wiadomo dlaczego. Jedni twierdzą, że ,,Człowiek z gumy" był kontuzjowany. Inni utrzymują,
że trener Ademir Pimenta pobił jeden z rekordów głupoty w historii mistrzostw, oszczędzając
swego asa na finał. Bardziej wiarygodna wydaje się jednak ,,kontuzjowana"
wersja wydarzeń. Brazylijczycy długo toczyli wyrównany bój z mistrzami świata, wystarczyły jednak cztery minuty
(56-60), by Piola i Meazza zakończyli dyskusję. Ludzie Ademira odpowiedzieli tylko jedną bramką, pod sam koniec.
W bardzo dobrym, ,,gęstym" meczu o złoto (równolegle grano o trzecie miejsce - co za pomysł!) mocni fizycznie,
świetni taktycznie Włosi
zasłużenie pokonali węgierskich ,,sztukmistrzów", kórzy walczyli bardzo dzielnie,
ale nie mieli... Pioli. Włoski piłkarz zmowu wiedział, kiedy trzeba strzelać, najpierw przy 2:1,
a potem przy 3:2, gdy drużyna znad Dunaju miała jeszcze nadzieję. Zatem Vittorio Pozzo triumfował - jako trener
zdobył drugi tytuł mistrza świata! Czyż mogło mu wówczas przyjść na myśl, że dokonuje wyczynu, jakiego nikt nie
powtórzy co najmniej do najbliższych mistrzostw?
|
|