|
1962 r. - CHILE
"Ponieważ nie mamy nic, zrobimy wszystko" - to zdanie przeszło do historii, nie tylko futbolu. Wypowiedział je prezes
chilijskiej federacji piłkarskiej, Carlos Dittborn, odpierając ataki adwersiarzy, którzy mocno wątpili, czy państwo niezbyt
bogate, o tak trudnych warunkach geograficznych (góry!) podoła organizacji finałów. "Zrobimy wszystko..." - prezes
dotrzymał słowa, chociaż 21 maja 1960 stało się coś, co mogło kazać zapomnieć o sporcie na długie lata. W dniu narodowego
święta Chile nawiedziło tragiczne trzęsienie ziemi: zginęło blisko 6 tys. osób, zniknęły całe wsie i miasteczka... Kilka
miesięcy później Dittborn udowodnił jednak działaczom FIFA, że przygotowania do mistrzostw przebiegają według planu. I
cóż za okrutny los: gdy do dnia otwarcia brakowało 32 dni, dzielnego Chilijczyka zabił atak serca - w wieku 41 lat. Turniej nie okazał
się specjalnie sensacyjny. Znowu wielkim faworytem była Brazylia. Zagrozić jej mogła tylko Hiszpania. Wspaniały Luis
Suarez, pierwszy w dziejach piłki libero, czyli zawodnik - z grubsza rzecz biorą - tylko inspirowany przez selekcjonera,
lecz sam każdorazowo decydujący o swojej roli na boisku; niezwykły strzelec i drybler - błyskawiczny, lewoskrzydłowy,
Francisco Gento; no i ... Ferenc Puskas, najsłynniejszy w historii Węgier, teraz Hiszpan, tyle że już 35-letni. Iberyjczycy
trafili w pierwszej rundzie na Brazylię, Czechosłowację i Meksyk. Wygrali jedynie - i to ledwo, ledwo, strzelając gola w
przedostatniej minucie - z Meksykiem. Po tygodniu turnieju pakowali manatki!
Szczególnie przeżyli porażkę z bardzo niedocenianą Czechosłowacją. Atakowali przez cały mecz,
lecz trener Rudolf Vytlaczil znalazł na Hiszpanów sposób: kazał swoim piłkarzom skupić uwagę na przeszkadzaniu rywalom.
Po jednej z nielicznych kontr, 10 minut przed końcem, skrzydłowy Josef Sztibranyi ostatecznie pogrążył Hiszpanów.
Vytlaczil triumfował: po wcześniejszym 0:0 z Brazylią jego ludzie byli w ćwierćfinale. W grupie A wszystko poszło
zgodnie z oczekiwaniami - awansowały zespoły ZSRR i Jugosławii. Warty odnotowania przebieg miał mecz jedynie radzieckich
piłkarzy z Kolumbią. Drużyna znów wyselekcjonowana przez Gawriła Kaczalina, prowadziła w 12 minucie 3:0, do 68. minuty
4:1, by... zremisować 4:4! Kolumbijski pomocnik, Marcos Coll, dokonał rzeczy rzadkiej, zdobywając bramkę bezpośrednio z rzutu rożnego - jako jedyny zawodnik w historii finałów. Z gruby B pewnie
wyszli Niemcy i walczący jak o życi gospodarze. O ich awansie przesądziłą wywalczone w ostatnich minutach zwycięstwo nad
Włochami, którzy od 8 minuty grali w dziesiątkę, a od 41 minuty - jeszcze o jednego mniej. Znane były waśnie między
federacjami Anglii i Italii, więc kiedy brytyjski sędzia wyrzucał z boiska włoskich piłkarzy - nasuwały się niemiłe
podejrzenia. Kenneth Aston więcej już w mistrzostwach nie gwizdał... W grupie D z dobrej strony pokazali się Węgrzy i
Anglicy, zawiodła zaś - nie po raz pierwszy - Argentyna. Zdobyła wprawdzie tyle samo punków co Anglia, ale miała gorszą
różnicę bramek, a to w 1962 zaczęło mieć znaczenie (według starego regulaminu potrzebny był dodatkowy mecz). Anglia w ćwierćfinale trafiła na Brazylię, co prawda bez kontuzjowanego w meczu z
Czechami Pelego (nie grał już do końca imprezy), wystarczająco jednak silną. Do 53 minuty było 1:1, ale to wszystko.
"Kanarkowi" podkręcali i tempo i gładko wygrali, mimo że Garrincha nie strzelił karnego. Awans zdobyli też Chilijczycy,
do czego przyczynił się... legendarny radziecki bramkarz, Lew Jaszyn. Oba strzały gospodarzy to tzw. "szmaty". Wielkie
święto przeżywali Jugosłowianie. Dowodzeni przez jednego z najlepszych wówczas piłkarzy świata, Dragoslava Sekularaca,
mieli w spotkaniu z Niemcami wiele okazji, ale dopiero w 87 minucie, Pero Radaković zapewnił im zwycięstwo.
Także wynikiem 1:0 zakończył się ćwierćfinał w którym Czechosłowacja wyeliminowała Węgry. Vytlaczil kolejny
raz okazał się mistrzem taktyki, zaskoczył rywali ustawieniem składu, m.in. z Adolfem Schererem.
A właśnie on w pierwszym kwadransie zdobył gola, Czesi znowu "okopali" się w obronie, fantastycznie bronił Viliam
Schrojf i... trzeba było z żalem żegnać Węgrów, mających naprawdę dobrą drużynę, na czele z Florianem Albertem,
nadzwyczajnym, chociaż nigdy nie spełnionym talentem. Czeskie "przeszkadzactwo" triumfowało także w półfinale.
Co z tego, że Jugosłowianie grali ładniej; że do 80 minuty był remis. Niedoceniony Scherer - przy pomocy Josefa Masopusta,
wybranego potem najlepszym piłkarzem Europy '62 - zdobył dwie bramki. O wiele piękniejszy, chociaż niezwykle ostry
był drugi półfinał. Do 70 minuty dospodarze przegrywali tylko 2:3 i próbowali wszelkich sposobów. W 80 minucie
wyleciał z boiska Chilijczyk Honorino Landa, wkrótce potem - brutalnie faulowany wcześniej - Garrincha,
który szedł do szatni chroniony przez policję. Brazylijczykowi jednak... karę darowano (!), pozwalając
mu na występ w finale. W meczu o złoto Czesi chcieli zaskoczyć przeciwników, rezygnując w pewnej mierze z defensywnej
taktyki. Przez chwilę nawet prowadzili, długo utrzymywali remis, przy stanie 1:2 liczyli na rzut karny
(ręke Djalmy Santosa w polu karnym sędzia uznał za przypadkową), ale widać było, że na na Brazylię są nieco za słabi.
Drugi w historii i drugi raz z rzędu triumf "brasiliany" stał się faktem. Okazało się, że bohaterowie z 1958 - D.Santos,
Didi, Vava, Zagallo - wcale nie są zmęczeni. Świetni jak zawsze w ofensywie, lepsi niż kiedyś w obronie, poradzili sobie
nawet bez gwiazdy nr 1 - Pelego, którego godnie zastąpił Garrincha.
|
|