|
POLACY NA MŚ 1978
Polacy jadąc na mistrzostwa świata do Argentyny, byli typowani w roli jednych z faworytów.
Zespół z przed czterech lat został wzmocniony Lubańskim i trójką zdolnych młodych zawodników - Boniek, Nawałka, Iwan.
Również zawodnicy z mundialu '74 stali się bogatsi w nowe doświadczenia, byli u szczytu piłkarskich możliwości.
Po raz pierwszy i jak na razie ostatni mieliśmy okazję dostąpić zaszczytu zagrania w meczu otwarcia z broniącymi tytułu
Niemcami. Niestety ale wynik 0:0 w stu procentach pokazuje to co działo się na boisku. Niestety ale obie drużyny
sprawiały wrażenie jakby się siebie panicznie bały. Jedynym zadowolonym był selekcjoner Jacek Gmoch, który cały czas
składał wielkie obietnice. Jednak pozostali byli zaniepokojeni, szczególnie, że w meczu z Tunezją szło Polakom niewiele
lepiej. Co prawda rywale byli bardzo dobrze przygotowani, grając mocną piłkę afrykańską, ale mimo to nikt nie spodziwał
się tak ciężkiej przeprawy. Złą atmosferę w zespole tajły media, które były naciskane przez władze, a z nią bardzo dobre
stosunki miał Jacek Gmoch. Selekcjoner naszej reprezentacji (wówczas zaledwie 39-letni) uważany był za bardzo
utalentowanego, ale zbyt poważnie traktował rolę taktyki i "banku informacji". Zaczęły się niepotrzebne przemeblowania
w składzie, co doprowadziło do gry bez polotu, gry bez radości. Atmosfere wśród kibiców poprawiło nieco zwycięstwo nad
Meksykiem 3:1. W meczu inaugurującym drugą rundę z gospodarzami, nastąpiła bezsensowna zmiana na pozycji stopera.
W miejsce Jerzego Gorgonia wstawiony został... pomocnik Henryk Kasperczak. Niestety świetny jak do tej pory rozgrywający
nie poradził sobie w nowej roli i to właśnie błędy środka obrony spowodowały stratę dwóch bramek, a tym który to
wykorzystał był Mario Kempes. Ale mimo porażki 0:2 to właśnie mecz z Argentyną był najlepszym spotkaniem Polaków na
tym mundialu. Polacy cały czas atakowali, aż do chwili gdy Kempes wybił piłkę z lini bramkowej ręką. Piłkę na
jedenastym metrze ustawił rozgrywający setne spotkanie w reprezentacji Kazimierz Deyna. Gwiazda naszej ekipy uderzył
jednak zbyt lekko i Fillol bez problemu obronił. Od tej pory nasi grali już nie tak ofensywnie, co doprowadziło do
straty drugiej bramki. Pozostawała już walka tylko o "mały finał", a aby mieć jeszcze szansę trzeba było wygrać z Peru.
Dopiero 25 minut przed końcem kibice "biało-czerwonych" mogli odetchnąć - Andrzej Szarmach przypomniał sobie jak przed
czterema laty zdobywał bramki głową. Nadeszłą pora na żądną rewanżu Brazylię (co ciekawe w trzecim dla nas mundialu
spotykamy się z Brazylią) i gdy w 45 minucie wyrównał Grzegorz Lato, cały czas miano jeszcze nadzieję. Jednak "canarinhos"
szybko ją rozwiali strzelając dwie bramki. Szkoda, że tak zakończył się dla nas ten mundial, który był najprawdopodobniej
największą szansą na tytuł mistrzowski dla Polaków - szkoda, że szansą zmarnowaną.
|
|